opublikowano
1943.08.08

Dzisiaj jest niedziela. Na 4 tą po południu organista wyznaczył próbę, w domu parafialnem. W pauzie po sumie spotkałam zaraz u wyjścia z kościoła koleżankę ze szkolnej ławy. Bardzo się tam z nią nie przyjaźnię, ale żyję z nią dosyć dobrze. Idąc po chodniku wiodącym od kościoła przyłączył się do nas mój przyjaciel, zarazem sąsiad, Leon Ślu[…]. Od dłuższego czasu żyję z nim w przyjacielskich stosunkach. Jest to młody chłopak lat 20 cia parę. Spacerem doszliśmy aż do nas. Zaprosiłam ich do siebie. Koleżanka moja Janka Bud[…] poszła zaraz. Śpiesząc na nieszpory poszliśmy i my. Leon poszedł przygotować się do zdjęcia. Bo w tym dniu właśnie miał zrobić swoje zdjęcie. Ja zaś skierowałam się na nieszpory. Po nieszporach wróciłam do domu i byłam aż do godziny 4 tej.
O 4 tej poszłam na próbę. Po drodze minęłam matkę Leona i jego młodsze rodzeństwo. Spotkałam Maryśkę Czy[…] i z nią razem poszliśmy. Ponieważ jeszcze nie było nikogo z chórzystów poszliśmy z nią na plebaniję. Chciałam dostać od ks. proboszcza obiecane już zdjęcia dzieci pierwszej komuniji św. Chciałam mieć to zdjęcie wszystkich dzieci na pamiątkę, ponieważ w tym roku pomagałam przy katechizacji dzieci.

Po dostaniu zdjęcia, gdy wyszliśmy na ulicę, w tym czasie niesiono zmarłego na cmentarz. Ponieważ nie było jeszcze nikogo z chórzystów w parafialnym domie, więc poszłam na cmentarz. Była już tu też i moja matka. Poszłam więc z matką. Maryśka została, bo nie mogła nadążyć pochodowi z powodu chorej nogi. Od paru już lat cierpi na to. Ma kulawą nogę.
Kiedy przyszliśmy na cmentarz, zauważyłam tu matkę Leona, którą wyminęłam jeszcze w miasteczku. Po całej ceremoniji pogrzebowej Matka Leona podeszła do mnie i poprosiła mię, bym pomogła ja jej wyszukania grobu, niebardzo dawno zmarłej matki jej męża. Przyjęłam tę prośbę i poszliśmy z mamą w ich towarzystwie, bo ona była jeszcze ze swemi mniejszemi dziećmi. Odnaleźliśmy grób, choć niebardzo pewni byliśmy, że to ten właściwie. Bo nikt z nas doskonale nie pamięta. Bo pogrzebiono ją aż zimą, a na grobie nie było krzyża.
Po tem wszystkiem wróciliśmy wszyscy wolnym krokiem ku domowi. Ja zaś zatrzymałam się w domu parafijalnem, bo byli już prawie wszyscy, prócz organistego. Jeden tu chórzysta Bolek Wew[…] był z mandoliną. [W] międzyczasie, póki się wszyscy zbiorą, zagrał on nam kilka tańców, które wspólnie przetańczyliśmy. Śpiewaliśmy różne piosenki. W ogóle wszyscy byliśmy w dobrym nastroju. Jak nigdy dotąd z czasów wojennych. Ta nasza wesołość gromadna może się obróci wkrótce w ogólny smutek, bo teraz takie są czasy. Nie wiemy, co nas jutro może spotkać. Lecz dziś jesteśmy weseli.
Nie doczekaliśmy powrotu organisty i bez żadnej próby powróciliśmy do domu. Była też tu i gospodyni z plebaniji pani Czesia, dosyć inteligentna osoba pochodzi aż z Wilna. Była żoną inżyniera. Męża straciła jeszcze przed wojną. A teraźniejsze czasy zmusiły ją do tego zajęcia, jakiem się zajmuje obecnie. Odprowadziliśmy ją aż do państwa Koź[…] z Manieczką Obo[…]. Jestem znajomą z nią dobrze. Chociaż ona jest starszą osobą, lecz żyję z nią dobrze.
Po odprowadzeniu pani Czesi z Manieczką przyszliśmy do mnie. Moja młodsza siostra Stacha grała nam na gitarze. Chociaż i my trochę umiemy grać, lecz Stacha gra znacznie lepiej od nas. Ma pewne zdolności do muzyki. Zaraz Manieczka poszła do domu, bo teraz do późna chodzić nie możno. Tylko do 9 tej godziny.
Dzisiejszy dzień skończył się jakoś nieźle. Nie wiadomo, co nam przyniosą następne dni tygodnia.